Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całą Wielkopolskę, a arcybiskup go królem ogłosił — nic to nie znaczy?
Jako? — podchwycił Hawnul — lecz jeśli go ogłosi królem?
— My go nim nie uznamy — rzekł kasztelan zwolna. — Stolica jest tu, korona w rękach królowej; prawo za nami!
Niepierwszy to raz Kraków będzie stanowił o całej monarchii i od jego posiadania zawisać będą jej losy.
Dobiesław z Kurozwęk przerwał krótko i niewyraźnie.
— W Wielkiejpolsce nie koniec, dopiero teraz się o nią walka rozpocznie. Zobaczymy, jak się dokona.
Hawnul spozierał po tych twarzach, widział je wszystkie równie wypogodzone. Trochę męztwa w niego wstąpiło.
Spytek dodał przybliżając się do Hawnula.
— Widzicie, że my powodzenia Semka wcale do serca nie bierzemy. Dajemy mu przed czasem siły wyczerpać, rzucać się i wytężać; wszystkiemu temu w czas się koniec położy.
Zdumiony słuchał starosta.
— Byle zapóźno nie było — rzekł — zajęcie Kujaw da mu nowe siły.
— Bądźcie spokojni — rzekł — Domaratowi sprzymierzeńcy i on sam, chwilowo bezczynni ockną się. Rozkazy są wydane. Nie mamy trwogi.