Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiódł dla powitania, i troskliwie zajął się pomieszczeniem gościa.
Starosta prosił wszystkich usilnie, aby w nim nie widzieli kogo innego tylko kupca, który sukna miał na sprzedaż, imienia jego nie rozgłaszając.
Po śniadaniu, gdy kobiety odeszły, a Antoniusz od progu już do swojego klasztoru, stęskniony pospieszył, siedli na poufną rozmowę. Począł starosta ubolewaniem, iż kraj tak wielki i piękny, spokoju nie miał, a Polska sobie króla dostać nie mogła.
— Tak, — rzekł Keczer — prawdziwie to nieszczęśliwa dola nasza, iż Bóg własnym monarchom nie dał po mieczu potomstwa. Ztąd płynie wszystko. Ze śmiercią Kaźmirza skończyła się dla nas szczęśliwość wszelka. Bóg wie, kiedy spokój odzyskamy, i czy dostaniemy takiego pana jakiegoby nam potrzeba.
— Po drodze wszędzie prawiono mi, — odezwał się Hawnul — że książe mazowiecki Semko, jest tak jak wybranym na króla.
— Temu nie dawajcie wiary — odparł Keczer. — Wiemy dobrze, iż nasi panowie go nie chcą i nie dopuszczą do korony. My też jego i szlachty wielkopolskiej obawiamy się. Z nim by razem Wielkopolanie rozkazywać tu przyszli, miasta straciłyby swobody i popadły w nędzę. Niech Bóg uchowa.