Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jutro — rzekł po wyjściu z dworca, i prowadząc Semka do siebie — nie będziemy się już potrzebowali tak bardzo z sobą ukrywać. Nikt nie wie kto jesteście, a książąt obcych tu zawsze pełno. W biały dzień pójdziemy do księżnej.
Obiecywał tymczasem Hawnul podróżny orszak przygotować i szepnął, że podarki ma rozkaz wydać, pod które kilka koni także pójść musi.
Nie mógł się tem obrazić, ani dziwić Semko, gdyż podarki takie zwyczajem były, ale mu przykrem było, że on ich przywieść z sobą nie zdołał.
Hawnul rozumiał dobrze, iż tajemnie jadąc, obarczać się niemi nie było podobna.
Dar Jagiełły składał się z kilku naczyń i mis srebrnych, sukna szkarłatnego i sobolów. Gdy Semko za nie dziękował, starosta przerwał.
— Mała to rzecz, i gdyby nie to, że was obciążać się nie godzi, Jagiełło wspanialszymby się okazał. Nie znam pana, któryby ochotniej dawał, a obojętniejszym był na to, co mu ludzie przynoszą.
Bogactw siła mamy, a książe nasz dla siebie nie potrzebuje ich wcale. Jak go dziś widzieliście takim zawsze jest, prostego obyczaju i życia. Najmniejszy z dworzan jego więcej potrzebuje i wymaga.
Nie pije nic oprócz wody, je toż samo co czeladź jego, na łowach nieustannych przywykł