Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jagiełło, dał wprzódy znak Hawnulowi, który się ku drzwiom w głąb cofnął.
Głos którym się odezwał do gościa był pospieszny, niewyraźny, bełkotliwy, tak, że pierwszych kilku słów nie mógł książe zrozumieć.
— Wszystko już wiem, wiem — dodał zabierając miejsce na ławie, i siedzenie w pewnej odległości od siebie wskazując Semkowi — przysyła was ten... Wojował ze mną krwawo, niemcom służąc... Spotwarzył mnie przed ludźmi za Kiejstuta... Nieprawda, kłamstwo jest, no, a teraz pokoju chce??
Ale i Krzyżacy mi obiecują przymierze i zgodę, oni szlą listy do mnie i do matki. Witold powróci, a jutro zbuntuje się znowu...
Rozpostarł ręce szeroko:
Nie wierzę mu — nie mogę!!
No, i wy mi wrogiem byliście i jesteście. W koło wrogi! Miecza do pochew nie można położyć, nieustannie wojować trzeba a wojować i bronić się. Dopiero pobiwszy, pokój mieć będę.
— Ale do wojowania sprzymierzeńców potrzeba — rzekł Semko.
— Przymierze! — zawołał Jagiełło — a komuż wierzyć? Piszą, pieczętują, przysięgają, byle się zręczność nadała zdradzą.
— Wojowaliśmy z sobą o granice i o graniczne napaści — odezwał się Semko, choć ufam,