Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie znaczniejsza część tych chat do chrześcian należała.
Nie śmieli oni jeszcze jawnie się uznawać niemi, wielu z nich dwie razem zmięszane wyznawało wiary, a w rzeczy żadnej, ale folgowano im w początkach, bo inaczej nawracać nie było podobna. Chrześcianie ci nowi chodzili ze strachu na dolinę Swentoroha do ołtarza Perkunasa, a potem przekradali do kościołka i spowiadali się ze swej słabości.
Małemi uliczkami wśród płotów i chatek, dostali się wreście podróżni do wysokiego częstokołu opasującego plac dosyć rozległy.
Parkan był tak wysoki, iż po za nim nic widać nie było, nikły nawet dachy budowli wewnątrz stojących.
Brat Antoniusz trafił do furty i zaczął pukać do niej potrzykroć każdy raz, trzy razy. Czekali potem.
Wewnątrz słychać było chód ostrożny.
Zapukano w ten sam sposób raz wtóry, a po przestanku raz jeszcze.
Naówczas głos się odezwał wewnątrz, na który Antonjusz ze wzruszeniem odpowiedział:
— Laudetur Christus!
Zaczęto odryglowywać furtę, błysnęło światło za nią. Po nad wysokim parkanem okazała się głowa zakapturzona, rozpatrująca się w przyby-