Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poszarpaną, ale z oczów wyczytał Bobrkowi, że mógł mu błaznować i zabawiać go.
Ubogi klecha na trefnisia wcale się dobrze, gdy chciał kwalifikował.
Wziąwszy go na probostwo, które podobniejsze było do żołnierskiego dworca, niż do mieszkania duchownego Henryk na próbę puścił się z nim w swawolną rozmowę. Bobrek choć się lękał i w początku półgębkiem odpowiadał tylko, ośmieliwszy się dotrzymał mu placu. Henrykowi towarzystwo jego podobało się bardzo, kazał mu przychodzić do siebie.
Klecha obrachował, że z gadatliwego a nieopatrznego chłopaka, łatwo będzie mógł dobyć wiele wiadomostek, o któreby inaczej trudno było. Pochlebiał więc gładko książątku.
Tegoż wieczora wiedział od niego Bobrek, że się brat kędyś sam do Czerska wybiera, czy do Warszawy.
Podróż nagła kanclerza, jego powrót z zakonnikiem, zamierzona wycieczka do brata Janusza dawały do myślenia klesze, widział w tem jakieś podejrzane konszachty.
Gdyby się Semko z Bartoszem z Odolanowa wybrał do Wielkopolski, nie dziwiłby był się temu, ale teraz, gdy mu pilno należało stać na stanowisku — jechać gdzieś w stroną przeciwną?? — Bobrek nie rozumiał tego.
Wieczorem przypadłszy do Pelcza, mocno się