Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedź oględna, chociaż niestanowcza, podobała się mistrzowi, głową poruszył, potwierdzając to, że młodego znać trudniej jest niż tego, co już sobie tory i koleje życia wytrzebił.
— Chytry on jest? skryty? przebiegły? — zapytał Czolner wlepiając w niego oczy.
— Wątpię, ażeby zdolnym był do przebiegłości wielkiej — rzekł Bobrek. — To tylko wiem, że srogim i okrutnym być może jak ojciec, i jak on popędliwym.
— Więc, zbyt chytrym jako popędliwy być nie może — przerwał Czolner zadumany — a jednak...
Tu zatrzymał się i podumał.
— Należałoby go śledzić i nie spuszczać z oka — mówił dalej. — Ten zdradliwy i niepoczciwy poganin Witold, nie bez myśli wczoraj wybrał się tak, ze psy, aby z nim spotkać się na drodze. Mówili z sobą długo, a nikt ich podsłuchać nie mógł. Wczoraj czasu uczty, Witold odciągnął go od stołu i żywo coś z sobą rozprawiali. Ktoż wie? Zdrada jaka niepoczciwa gotować się może.
— Przebaczycie miłość wasza — odezwał się pokornie kłaniając Bobrek. — Semko teraz nieporwie się do niczego, bo o własnym losie myśleć musi. I na to, co dla siebie czynić ma, sił nie starczy.
— Takby się zdawało — przerwał Czolner — a jednak wczorajsze ich kumanie się zbyteczne jest mi podejrzanem. Człowiek ten, to wąż, co się