Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc. Agacie oczy ogniem błysnęły, ale pozostała chłodną. Niewiasta była silnej budowy, pracą zahartowana, przy której chuderlawy syn wydawał się nędznie i bezsilnie.
— Nie chciałem pominąć Torunia — odezwał się, nie pozdrowiwszy pani matki.
— Bóg zapłać, żeś sobie choć przypomniał że żyję, — odrzekła surowym głosem Agata — a zkądże to i dokąd?
— Jak zawsze, włóczy się człek po świecie — począł Bobrek postępując kilka kroków i z jakąś zazdrością szyderską spoglądając na biedną sierotkę, która na widok jego powstawszy od kądziółki, w kąt się tuliła.
— Cóż cię to tak pędzą?
— Co? panom moim służyć muszę — rzekł Bobrek.
Agata zwolna zawróciła ku swemu kołowrotkowi, którego jednak nie tknęła. Pokazała mu miejsce na ławie. Spojrzała na syna, którego bladość i zmizerowanie ją uderzyły.
— Nie znać na tobie, aby ci się u tych panów dobrze działo — rzekła.
— Nie skarzę się — odparł Bobrek z pewną dumą. — W domu i tak nie byłoby co robić, a pani matka mnie w nim widzieć nie rada.
Agata podniosła rękę do góry.
— Dość!! — rzekła — dość! Po toś to przy-