Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



V.


Powróciwszy do komnat swych, Zygmunt naprzód przywołał szatnego i czeladź, wykwintny strój, którego brudna i śmierdząca szlachta nie była godną, rozkazując zdjąć z siebie.
W jednym kaftanie, stanąwszy później w oknie, które na szopy wychodziło, wziął się w boki i urągał tłumowi...
Nikt go może nie widział i nie zważał na to, bo czem innem były zaprzątnięte głowy, ale miał tę pociechę, iż się nawykrzywiał nienawistnej tej ciżbie, ku której czuł największą nienawiść...
Kazał sobie potem przynieść jedzenie, nikogo do stołu nie prosząc, i ze psy swemi się zabawiając, polskie dla nich wymyślał przezwiska.
Mimo tej niechęci dla Polaków, Zygmunt się wcale nie wyrzekał panowania nad nimi; myślał owszem, jakby z wojskiem węgierskiem i Czechami