Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod mojemi rozkazami dwóch tylko chudych wikaryuszów, z których nikomu nic, i kulawi świątnicy, do misy dobrzy. Na wojnę nie mam z kim iść.
Westchnął malec.
— Darmom was przebudził — dołożył powstając z ławy — więc szczęśliwej drogi i powodzenia z Domaratem. Semka gdybyście sobie wzięli, bardzobym rad...
To mówiąc młode książątko pokłoniło się od niechcenia leżącemu i szło nazad z sypialni, nucąc do drodze. Noc już była ciemna.
W izbie kanclerza świeciło się jeszcze, ale tu już dzień się kończył modlitwą. Gospodarz domu odmawiał na głos pacierze, w pomoc wziąwszy wędrownego klechę, który mu do modlitwy odpowiadać musiał. Potem nie czas już było, przy zamkniętych wrotach powracać do miasta i kanclerz około ognia posłać kazał podróżnemu, aby się układł i przespał do rana.
Bobrek nie kwapił się też bardzo z powrotem. Na zamku się miał czas rozsłuchać i rozpatrzeć, a nazajutrz rano, gdy się w podwórcach ruszać zaczęło, nim na jutrznię zadzwoniono, zwlókł się z chudej pościółki i cichaczem wyniósł z mieszkania kanclerza.
Powolnym krokiem przesuwając się uważnie pomiędzy ludźmi, a ucha nastawiając bacznie, Bobrek doszedł do wrót już otwartych, razem