Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi, podarował mi marszałek krzyżacki. I sokoła mam od niego, jakiego u nas nie dostać. Zkąd łaska?
— Nie dziw! — począł Bartosz. — Daliby miłości waszej i konia z rzędem, byle do siebie przyciągnąć i pozyskać. Lecz z panami temi ostrożnie potrzeba, bo darmo nie dają nic. Ziemia im wasza pachnie nad granicą.
— Odemnie jej nie dostaną! — odparł Semko, nie przeczuwając, że wprędce kłam sobie zada.
Gdy tak rozmowę poczęli, książę dłużej się nie wstrzymując zapytał Bartosza — zkąd to miał, z czem do niego zrana przybył? Sam on to z siebie brał, czy i drudzy z nim byli?
— Gdybym ja tylko jeden był — szybko odezwał się Bartosz — nie śmiałbym waszej miłości pokoju mącić, i na wojowanie go daremne narażać. Bóg mi świadek. Dziś we Wielkiej Polsce co tylko nie jest Domaratowe, mówi ze mną, że was żąda. Was wołają wszyscy, a jutro i Krakowianie będą z nami.
Piasta chcemy mieć, a do wyboru nie mamy, wy królować nam musicie.
— Jestci starszy odemnie i możniejszy, wuj mój, Władysław Opolczyk — rzekł Semko.
— Choć on wam bliski — odrzekł Bartosz — kłamać przed wami nie będę. Nie lubi on nas, ani my jego. Niemcem woli być, Węgrem, Rusi-