Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyszłą żonę, za panią sobie obrali, i na to przysięgali.
— Jako żywo!! — wybuchnął Bartosz. Nasza Wielkopolska nigdy nie chciała kobiecych rządów znać, a co na niektórych siłą wymożono, zamknąwszy i głodem zmusiwszy, nas to przecie nie wiąże.
My teraz, więcej niż kiedykolwiek, Zygmunta zobaczywszy na oczy, znać nie chcemy. Strojny i dumny niemczaszek deptać nas myśli!
Ani my jego ani on nas rozumie, my jemu obcy, on nam. Niechaj wraca zkąd przybył.
Bartosz mówiąc rozognił się bardzo, i o jadle zapomniawszy, które przed nim na misie stygło, mówił dalej coraz głos podnosząc.
— Królewna Marya.. obiecana mu, ale niepoślubiona. Dziećmi były, gdy ją, tak samo jak drugą, Jadwigę, z Rakuzkim Wilhelmem poswatano. Ale żadne to śluby nie były, tylko pańskie uroczyste zrękowiny i kontrakty. Duchowni mówią, że takich ślubów dziecinnych kościół nie zna.
Obejrzał się ku kanclerzowi, który po małym namyśle rzekł.
— Dekretalja ślubów między małoletniemi nie znają. Gdyby do prawego małżeństwa przychodzić miało, ślubby powtórzyć pewnie potrzeba. Nie żaden to ślub, gdy w pieluchach