Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod nią fartuchu, wyglądający ciekawie, kto tak późno się do niego zgłaszał.
Mężczyzna był lat średnich, twarzy rumianej, okrągłej, z brwiami grubemi, z usty szerokiemi, opasły, zażywny i śmiało na świat patrzący, jakby mu na nim dobrze było.
Spostrzegłszy nadchodzącego, uśmiechnął się wesoło, i ręką go witać zaczął, na co gość odpowiedział znakiem porozumienia i nie drożąc się zbytnio, ani powitawszy go nawet, wszedł zaraz do środka.
Izba, do której przez sień się dostali, musiała być gościnną, bo w niej, oprócz stołów, szaf, ław i ogniska, nic więcej nie było. Na policach kilku, na których naczynia różne ustawiono, przeważały miedziane, bo gospodarz z powołania był kotlarzem i sporządzał je do dworów i kościołów. Niektóre z nich całe misterne, wyobrażały dziwaczne zwierzęta z dzióbami i paszczami do nalewania służącemi. — Podłoga była z grubych dylów ułożona, co naówczas prawie się za zbytek uważało, gdyż w większej części domostw tok ubity i piaskiem posypany ją zastępował.
Gdy podróżny wszedł a opasły gospodarz drzwi za nim zamknął, zrzucił z siebie grubą opończę, i jeszcze suchszym a chudszym się wydał w czarnej sutannie, która go okrywała.
Nie przemówiwszy słowa, przeciągnął się,