Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się Podczaszostwa albo Podkomorstwa dosłużyć — pod ziemią się kryć musi jak borsuk w jamie? Taka dola wiernych sług, co prawdę panom mówią.
Niechluj głową ruszył dwuznacznie.
— Nie mówcie mi, żem ja na to zasłużył — dodał z gorączką, która w nim nigdy nie wystygała, Michno. — Pokutuję za to, żem się za biedną męczennicą ujmował, i złego nie mógł ścierpieć...
— Ale.. ale! — odezwał się Zebro na przyzbie, która w koło ściany obiegała, przysiadłszy. — Mówią ludzie, żeście wy tę panią nadto miłowali.. a ona was!
Zaręba skoczył.
— Łgą, jak psy ci co to szczekają! — krzyknął. — Szanowałem ją jako panią, litowałem się nad nieszczęśliwą.. Łgą, bo to była święta niewiasta!
Nie wznowiono o tem więcej rozmowy, uspokoił się Zaręba.
— Hę? — zapytał spocząwszy. — Z Gniezna powracacie? Cóż? dali mu koronę włożyć? Nie stało się nic?
— A cóż się stać mogło? — spytał Niechluj.
Zaręba się śmiał.
— Mogło się co przytrafić — rzekł szydersko. No.. raz, drugi i trzeci się nie powiodło, a kiedyś udać się musi!
— Niech się cieszą, nie długo tego będzie!
W tem Zebro spluwając wtrącił: