Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i niczego, a wszelako ona mojej nie równa. Patrzno, co to za kąsek!!
I pod brodę ją ująwszy, podniósł Dorenowej twarz, aby się jej lepiej mógł przypatrzeć. Niezawstydziła się bynajmniej pyszniąca się sobą niewiasta i śmiała zalotnie... Gęślarz począł śpiewać pieśń, ułożoną na pochwałę książęcej kochanki.
Wesołość ta bezwstydna męczyła Przemka, który radby się był co najprędzej ztąd uwolnić. Odezwał się więc do Łysego.
— Pozwólcie mi was pożegnać, boć mi do domu, spocząć pilno. Dosyćem się poniewoli u was w Lignicy wysiedział.
— To jedź! jedź! z Bogiem! — odparł Rogatka — pamiętaj tylko drugi raz mi w ręce nie wpadnij.. bo skórę zedrę!
Zaczął się śmiać. Przemka groźba oburzyła.
— Wyście bezpieczniejsi od nas — mruknął — bo z pod Skorulca zawczasuście zemknęli!
Łysemu dziko zaświeciły oczy.
— Ej! ty! — wrzasnął — jeszczem ci ja buty nie przytarł?
Sonka głaszcząc go ułagodziła, głową tylko wahał.
— Zmykajże i ty lepiej drugim razem — zawołał. — Mnie tam staremu nie było co robić, kiedym syna pewny był!
Książe się skłonił, szeroką dłoń tłustą i na-