Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas, gdy dziad zezwoliwszy na małżeństwo, rozkaże ją przywieść.
Przy wieczerzy szła rozmowa leniwo i nie wesoło, Przedpełk wojewoda młodego pana zastępował. Jadła i napoju w bród było dla gości; lecz mimo ochoty do której zagrzewano, coś zawisło nad głowami biesiadujących jakby trwoga czy przeczucia. Usta się nie rozwiązywały, spozierano na się nieufnie.
Dwór Przemka po części niemiecki, po trosze zniemczały, nie mógł się dobrze porozumieć z pomorzanami.
Młody książe, który szczęśliwym się powinien był okazywać, nie mógł się przemódz, aby się staremu uśmiechnął.
W Starym Barwinie coś było poszanowanie obudzającego, ale razem i trwogę. Siwa do pasa broda, krzaczaste brwi, z pod których para bladych, ostygłych oczów patrzała, usta zaciśnięte i pokryte, czyniły go tajemniczym i groźnym. Głos miał stłumiony i grobowy.
Do jego usposobienia wszystko się tu nastrajało, smętnie i trwożno.
Gdy Przemka odprowadzano do komór mu przeznaczonych, a sam pozostał ze swojemi dworakami, bo wojewoda u księcia starego miał posłuchanie, — narzeczonemu zrobiło się smutno i tęskno tak, że gotów był nazad nocką do Poznania uciekać.