Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zajadła jak pies wściekły, jak wilczyca sroga,
Wielką miłość, złość wielką, noszę w sercu społem.


Zborowski.

Szczęśliwy Dymitr serce pozyskawszy twoje,
Lecz Zborowski —


Mołnia.

O! tego, ja się nic nie boję.
Wiesz panie, jeden człowiek nagrodą znęcony,
Chciał dziś wydać Dymitra?


Zborowski.

I cóż?


Mołnia.

Jest grób świeży,
Nie daleko téj chatki — ot tuż, z prawéj strony.


Zborowski.

Ten grób?


Mołnia.

Jest jego grobem, zabity w nim leży —


Zborowski odskakując.

Zabiłaś?


Mołnia z uśmiechem.

Krew wilgotna, jeszcze z rąk mi spływa.