Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na miejsce poprzenoszą, a wybije li godzina wojny wielkiej z pogany, kozaków rzucisz, aby niedźwiedzia wyciągnęły z barłogu. Kozaków masz miłość wasza zapewnionych?
— Tak sądzę — odparł król — i będę się starał o to. Jest to wprawdzie niesworny tłum, ale bitny i daleko liczniejszy niż regestra pokazują, bo tam co chłop, to kozak.
— Niema się więc co sejmu obawiać — dodał Magnus — będzie to wprawdzie nader nużąca kilkutygodniowa gra, ale się skończy zwycięztwem stron obu. Senatorowie odjadą pewni, że związali ręce W. Król. Mości, a wy pewni być możecie, żeście im na czas jakiś zawiązali usta. Odnowi się to? Ten sam sposób na tę samą chorobę.
Król smutnie począł.
— Uwierzysz-li też, że ja, z małym wyjątkiem, no, nawet Ossolińskiego jawnie za sobą nie mam... nawet jego. On jak inni kanclerze odmówili mi pieczęci, on jak inni senatorowie będzie mówił przeciwko wojnie. Ani jednego za nią głosu.
— N. Panie — odparł Magnus — wojna wymaga ofiary nietylko żywota, ale mienia. Szlachta będzie musiała na koń siąść, a oprócz tego pobór uchwalić. Cóż za dziw, że z dobrej woli bez przymusu tego nie uczyni. Compelle eos, na-