Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Francuzka — mówił pocichu szafarz, powtarzając jakieś słowo, które biegało po dworze — francuzka szturmem króla nie weźmie, ale się podkopie!
Przybyła tu we łzach, król jej znać nie chciał, nie patrzał na nią, niemka nim rządziła; królowej nikt nie pomagał, została sama, a teraz... tylko co nie widać, jak król się przed nią układać będzie musiał. Naprzód pieniędzy już jej winien siła... a potem!
Bielecki głową pokręcał.
— Mądra pani.
Ujęła się za nią Bietka.
— Ja z nią od rana do wieczora jestem — rzekła — bo cochwila coś tłumaczyć muszę i objaśniać, a mam wiarę u niej, nikt jej lepiej nie zna... Urodziła się na królowę, ma cierpliwość i rozum, milczy i nigdy się nie unosi, a płacze czasem to w kątku. Król się jej już wstydzi, uciekł przed nią do Płońska, Pac go namówił, bo tam swobodniejszym będzie, a na zamku choć on pan i król, przed królową oczy spuszcza.
Dowiedziała się niedawno królowa, że bez jej wiadomości obiecał pan kasztelana krakowskiego uczynić hetmanem wielkim, aby go sobie na wojnę pozyskać... trzeba było wiedzieć, jak się jej pokornie tłumaczył, bo bez niej żaden