Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze nie, miłościwy panie — rzekła śmiało — ale wszystko może być, nie ja jedna się nią stanę.
Władysławowi w rozmowę się wdawać w kurytarzu nie zdało, skinął ręką.
— Chodź za mną!
— N. Panie — odparła — do panny Amandy ja nie pójdę.
Król się nadąsał.
— Nie do Amandy — zawołał z gniewem — ja tu jestem wszędzie u siebie... Chodź... słyszysz.
Krzesło poniesiono dalej, a dziewczę szło posłuszne, któż wie może nawet uradowane, że je zmuszono...
We drzwiach o niczem niewiedząca niemka oczekiwała na króla, którego jej oznajmiono, ale ujrzawszy idącą tuż za nim Bietkę, z krzykiem się w tył cofnęła.
Widział to król, zamruczał tylko, ale wcale się nie poruszył. Wniesiono go do pokoju, z którego Amanda wybiegła, drzwi za sobą zatrzaskując.
Ustawiono krzesło w zwykłem miejscu, a król natychmiast się zwrócił do dziewczęcia. Naprzód ciekawie mu się przypatrywał, jakby zmiany w niem jakiejś szukał, potem mówić zaczął.
— Przystałaś na służbę do francuzów — rzekł.