Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za co dziękować Bogu, tak z drugiej troski niemało.
— Módl się no i Bogu ufaj tylko — dorzucił Stoczek. — Nic nie nagli, masz czas się rozmyśleć.
— Jednej rzeczy się lękam — rzekł Płaza. — Baby języka utrzymać nie umieją, a Bietka nie jest wyjątkiem, ta też paple rada. Pójdzie zaraz ta pogłoska że we mnie ojca znalazła, Parfen kozak, który za mną chodzi, będzie ją miał, bo co się mnie tyczy, na to on łasy i chwyta. Padnie na mnie podejrzenie, ruszyć się krokiem będzie trudno.
Stoczek posmutniał.
— Prawda — rzekł — że się składają te sprawy twoje niełatwo dla ciebie, ale od czegoż łaska Boża. Myślisz, że trudno Bogu ciebie wydźwignąć z tej toni, gdy już dał znak iż się opiekuje tobą?
Płaza trochę odwagi i otuchy zaczerpnął od Stoczka, który nigdy nie rozpaczał, ale wyszedł od Ś. Brunona pomimo to jak pijany i musiał wstąpić do pierwszego szynku na gorzałkę, do której był nawykłym, aby nią się otrzeźwić, wedle kozackiego obyczaju.
Zaraz mu też po dwu kupkach jaśniej się i weselej zrobiło, bo miał nałóg do wódki i bez niej teraz żyć nie mógł.
Wyszedł z szynku na ulicę, pasa poprawiając,