Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Staraj się, mój Adasiu, uwolnić mnie od gości natrętnych, których zawsze jest nad miarę.
— Wielu z nich, ty wiesz — rzekł Kazanowski — przybywa umyślnie zdaleka pokłonić się majestatowi.
Rozśmiał się król.
— Pokłonić?! Jeszcze mi się nie trafiło spotkać z ukłonem bez prośby i z odwiedzinami bez interesu.
— Trzeba sobie ujmować ludzi — przerwał marszałek — sam to wiesz, więc się też poświęcić musisz i nie wszystkich od drzwi odprawiać.
Król ziewnął za całą odpowiedź, popatrzył na zegarek znowu, usta umoczył w kubku i począł poruszać się niespokojnie.
Trwało milczenie chwilę krótką. Wtem zasłonę uchylono zlekka i za nią ukazała się postać przystojnego młodego mężczyzny, z dworackim uśmiechem na ustach. Król postrzegłszy go uśmiechnął mu się także mile, a po twarzy Kazanowskiego przebiegło jakby drgnienie niespokojne.
Był to młody syn wojewody trockiego Pac, dworzanin króla, dość mu już naówczas ulubiony, o którego Adam Kazanowski zaczynał być zazdrosnym. Pac twarzyczkę miał więcej krasą i świeżością młodości niż rysami się odznaczającą. Oczy i usta miały w sobie wyraz zmysłowej namiętności; pomawiano też wojewodzica już naów-