Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapewne nienowych rzeczy marszałek, wystrzępując koniec szarfy, którą wziął w ręce.
— Ty wiesz — odezwał się w końcu — iż myśli nasze są zgodne; ja tylko doradzam ostrożność, aby zbyt wcześnie nie obudzić podejrzeń. Już się one wykłuwają.
— Wstrzymywać nie mogę co poczęte — przerwał Władysław. — Wytłumaczymy się na sejmie w jakikolwiekbądź sposób, a w ostatnim razie niech i wojna wyjdzie na stół. Trzeba ich z tą myślą oswoić. Jest nieuniknioną. Będziemy większość mieć za sobą.
— Ja nie wiem — odparł sucho Kazanowski.
— Ty zawsze niedowiarkiem jesteś i mnie odbierasz tak potrzebną ufność w siebie.
— Boję się zawodów.
— Ja ich nie przypuszczam — rzekł król żywo. — Duch rycerski żyje w narodzie.
— Osłabł on bardzo.
— Tem potrzebniejsza wojna, aby go odżywiła — rzekł król — sposóbmy się do niej. Ja nią żyję tylko. Jeżeli szlachta mi opór stawiać będzie — dodał — mam kozaków, którzy ją zmuszą do chwycenia za oręż. Kozaków ja jestem pewny.
— Ja także — szepnął Kazanowski — chociaż narzędzie to niebezpieczne. Poruszyć ich, dać im siłę, swobodę pewną. Wiesz, że niezbyt i tak