Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zawody doznane w stosunkach z Francyą, z dworem rakuzkim, z książęty niemieckimi, ze Szwecyą, ciężka walka z oporną szlachtą, nie odjęły ani królowi ani Kazanowskiemu ufności w to, że potrafią kraj zmusić do wojny, sprzymierzeńców do posiłkowania jej, a nieprzyjazną fortunę do uwieńczenia skroni laurami.
Król milczał głowę spuściwszy i oczy wlepiając bezmyślnie w kubek, który stał przed nim nawpół opróżniony, Kazanowski patrzał na niego, czekał i milczenie szanował. Tchnął ciężko wreszcie Władysław i odezwał się zcicha, głosem stłumionym, który z szerokich piersi z trudnością zdał się dobywać.
— Nie traćmy, mój Adasiu, nadziei, wszystko się jeszcze może złożyć po mojej myśli; mam wenetów z sobą, mam cara moskiewskiego, którego prawie jestem pewnym, mam papieża, mam Francyę.
— Ale nie masz tej nieszczęsnej szlachty naszej — wtrącił Kazanowski — z którą sprawa trudniejsza niż z wenetami i Moskwą, tak się ona obawia z Turcyą wojny i tak jej jest przeciwną.
Król podniósł głowę.
— Nie będę ich bronił — rzekł — są to uparte warchoły, którzy ojcu memu życie zatruli i mnieby też na pasku wodzić chcieli, ale ja się im nie dam! nie! Ojciec nadto był łagodmny,