Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wczoraj — Będziesz miała na sumieniu śmierć jego. —
— O Boże, prowadźcie mnie do niego — niech mu upadnę do nóg, przebłagam! niech mnie nie przeklina przynajmniéj. —
— Nie, nie! to nie pora — Ciężka wina na tobie — Stryj wziął mnie pod rękę i powiódł, wszyscy śledzili oczyma ciekawie. Byłam jakby obca na własnym podwórku, w domu własnym. Na ławie w kuchennéj izbie usiadłam, odmykały się drzwi od świetlicy, w któréj mój ojciec leżał, słyszałam obłąkany głos jego, słyszałam jęki, i pójść do niego nie mogłam. Stryj i Xiądz byli przy nim do nocy.
Nieruchoma siedziałam ciągle w miejscu, zmierzchło, noc padła, wszyscy się porozchodzili, do mnie nikt nie zagadał, na mnie się nikł nie obejrzał, zostałam sama jedna na ławie. U łoża ojcowskiego, stara tylko kobiéta siedziała. W milczeniu głuchém nocy, śledziłam ciężkiego oddechu jego ury-