Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdym się obejrzała, ani Tomka już, ani domku naszego, ani starych grusz i jabłoni nie było widać. — Mnie płacz znowu porwał jeszcze gorszy, zdawało mi się, że na Pańskim świecie, w który jechaliśmy, sama jedna zginę.
Ojciec dumał opuściwszy lice, siwa klacz szła truchtem powolnym. Obejrzę się ja o dobry kawał za wsią, a poczciwy stary Tyras bokiem drogi, zdaleka idzie ostróżnie za nami.
— Ej! tatulu, zawołam, tatulu, toż to Tyras bieży za nami. —
Tatulo się obrócił, pies stanął. —
— A do domu, zawołał, a do domu Tyras. Pies po-patrzał i póki klacz stała i on się zatrzymał, myśmy podjechali, on znowu za nami. Aż tatulo zsiadł z wózka dawszy mi klacz trzymać, i poszedł psa przepędzić. A Tyras z początku widząc go z biczyskiem w ręku, uciekał trochę, potém położył się na drodze i czekał. Tatulo sma-