Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zapłacone, sukienki i cacka Karusi na pamiątkę — Bądźcie mi zdrowi — A! przecież jestem swobodny!
I wybiegł oddychając lżéj na ulicę; wrócił do domu, znużony padł i zasnął.
Nad rankiem, dzwoniły już konie pocztowe na dziedzińcu, a Staś jeszcze spał — a u drzwi jego, kilka osób czekały przebudzenia. Cała rodzina Karoliny wiedziała już o wczorajszym wypadku, oznajmiono matce, dano wiedziéć braciom, wszyscy biegli ratować opuszczoną. Napróżno słudzy odpędzali ode drzwi, z Wickiem na czele nie można się ich pozbyć było. Zaledwie przebudził się Stanisław, już przebiwszy się przez sługi, wrzeszczeli u jego łóżka. Wstyd i gniéw nim miotał — groźby i łajania nic nie pomagały, potrzeba się było układać znowu.
— A teraz wy ją opuszczacie! wy ją porzucacie na bruku! wołała matka, uwiódłszy nieszczęśliwą, skorzystawszy z jéj nie-