Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiem, oznajmię. Jak mam oznajmić?
Służący poszedł z nazwiskami i po chwilce drzwi się otworzyły, weszli do saloniku całego w kwiaty ubranego, skromnego, wygodnego, cichego, urządzonego nie dla połysku, ale dla miłéj wygody. Oczy się tylko kwiatkami pocieszyć i pobawić mogły, reszta ciemnych barw i prostych kształtów, niezastanawiała.
Na kanapie przed stolikiem zarzuconym xiążkami i dziennikami, siedziała może pięćdziesiąt letnia, ale świéża jeszcze, bez pretensij ubrana ciemno, Pani Hrabina. Twarz jéj białości bladéj i przezroczystéj, oczy czarne obwiedzione smutną wypustką siną, usta małe zaciśnięte. Robiła robotę na drutach i czytała xiążkę, którą odsunęła, gdy weszli. Tymek prezentował, jako literata Stasia, który wielce zakłopotany, kilka słów na wiatr rzucił i usiadł. Zmierzyła go jednym rzutem oka Hrabina i poznała w nim przyzwoitego, dobrze wychowanego czło-