Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraz sarkazmu wiecznego, nieubłaganego szyderstwa i nieco zuchwalstwa. Czoło i oczy pomimo swéj normalnéj już czerwoności zwiastującéj zbytkowanie umysłowe czy cielesne — dowodziły swémi kształty i charakterem, niepospolitych zdolności. Szatan był opinij wieku, ducha wieku, należał do stronnictwa postępów nieograniczonych — łatwo z tego wyciągniecie resztę konsekwencij, tyczących się go. Żył w Warszawie, tak prawie jak Tymek, ale miał przynajmniéj, na piérwsze życia potrzeby, maleńką pensją w biurze, w którém pracował. O przyszłość niedbał, funduszu niémiał, a odważny był tak, że w dawnych wiekach chyba, odwagi podobnéj przykładu, szukać dla porównania by potrzeba.
Gdy usiadł, obéjrzał się, chwycił cygaro, zapalił, klapnął po ramieniu krzywiącego się kapitana, kiwnął palcem na Tymka.
— A to kto kochanku? spytał wskazując na Stasia.