Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bnie ukrywał. Tymczasem żydzi chodzili po kupcach i robili sprawunki, radzi że im się bardzo tanio udawało, nabyć towary.
Jow siedział tymczasem u komina gospody i fajkę palił spluwając i klnąc po cichu, brał wprawdzie po reńskim na dzień, ale go korciało do domu.
Nareście pokupki zostały pokończone, upakowane, żydzi siedli na brykę z Jowem i ruszyli zupełnie w przeciwną stronę. Nie zatrzymując się nigdzie u karczem, nie gadając z nikim, zawrócili ujechawszy dobry drogi kawałek, nazad i manowcami, które Jow znał doskonale, skierowali się ku granicy, w toż samo miéjsce, gdzie raz już nocą się przekradli. Chłop wysłany naprzód po strażnika, zostawił żydów, samych jednych na bryce siedzących i dzwoniących zębami ze strachu; bo noc była ciemna i na krok przed końmi nic rozróżnić nie podobna. Dobra godzina upłynęła, nim Jow zasapany powrócił.