Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszy ją przez okno, ale nim usta otworzył, którémi miał żart jakiś bezecny wyrzucić, ona go pociągnęła za suknią.
— Wielkie nieszczęście, zawołała, wielkie nieszczęście, niechaj pan posłucha.
— No! to gadaj. —
— Tu nie można — tu kto posłyszy.
Pan Jan wprowadził ją do osobnego pokoju w officynie.
— Nu i cóż? zawołał.
— Mój mąż! mój mąż wié o wszystkiém, ón mnie zabije!
— Cha! cha! cha! zawrzasł gospodarz. — A! jaki z ciebie tchórz! Cóż wybił cię?
— Jeszcze nie, ale jemu brat powiedział, ón wié. pojechał do miasta po Pod rabina. Oni mnie zabiją, ja wiém. — A! panie broń mnie!
— Cóż ja zrobię na to — zimno, wpół żartobliwie jeszcze, spytał zagadniony.
— Ja się ochrzczę, niech pan mnie scho-