Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się cérulikiem, i gdy ten dwa złote zażądał, odprawił go woląc umrzéć niż tyle zapłacić. Szczęściem był tam ktoś, co te dwa złote ze swojéj kieszeni potajemnie zaofiarował. Był to jeden z offiicjalistów Marszałka.
Rozmowa tymczasem ciągnęła się daléj za drzwiami.
— Mój kochany, mówił poważnie Marszałek — a gdzie reszta skóry od tamtych butów?
— Jaka reszta panie?
— O! niby niewiész.
— Zrzynki panie.
— A cóż to z tego że zrzynki, daj tu schować. No — a teraz, dodał po chwilce — idź ty w swoją stronę, a ja w swoją — obejdziesz wszystkich stróżów koło budowli, krzycząc werda — ja także pójdę zajrzéć gdzie niegdzie. A idąc mój kochany, dodał znowu, mów sobie pacierze, to czasu nie-