Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo nieprzyjaźń szkolna, trwała jak przyjaźń, alem się zrezygnował, niémając nic na sumieniu. Ón także widać poznał mnie, ale jakby w życiu nie widział, zimno powitawszy, rozgospodarowawszy się na folwarku jak w domu, począł we wszystko szczelnie wglądać.
Patrzali, rachowali, badali przysięgłych, i nie domacali się niczego. Jak przyjechał tak pojechał pan Drzemlik, jeszczem mu nawet darował źrebczyka niedawno nabytego co mu w oko wpadł, myślałem że po wszystkiem i ochłonąłem z bojaźni. Tymczasem nieupłynął miesiąc, przyjeżdża inny na moje miejsce officjalista, a mnie dają odprawę z kwitkiem, bez przyczyny, bez wymówek. Jadę ze skargą do pana, a tu się nie docisnąć, docisnąwszy ledwie Wojewoda posłyszał o co chodzi.
— Waść widać z gospodarstwem robiłeś jak z koniem. — Szpak którego kupiłem u Waści, zdechł, musiał miéć jakiegoś djabła. Idź wasan sobie precz.