Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stkie rozkazy, a dopiéro potém jeźli można uczyć się.
Ale to wszystko byłoby jeszcze niczém, bez jednéj okoliczności cięższéj dla mnie nad wszystkie inne. Zaledwieśmy przyjechawszy do Warszawy installowali się w konwikcie, było to wieczorem, pobiegłem korytarzami, dla zbadania miejsca, vulgo dla swawoli, do któréj zachęcały głosy młode dające mi się słyszéć na blizkim podwórku. Wybiegam tedy gdzie wrzawa i piłki pukają o nieszczęśliwy mur, staję, patrzę — a w tém, jakby kto kamieniem w głowę uderzył — postrzegłem pana Drzemlika, tuż, obok mnie rznącego piłką o ścianę. Osłupiałem — on spójrzał, poznał mnie i także stanął zdziwiony.
— A ty tu co robisz łotrze? zapytał.
— To co ty donoszczyku!
Pan Drzemlik do mnie — ja do niego i primo impetu za czuby — Wszyscy nas oto-