Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewnym krokiem do króla.. Nigdy jéj taką nie widział...
— Ja o niczem niewiem! Sprawa to nie moja — jestem jéj obcą. — Nie obwiniajcie mnie.
Michał dumnie zamilczał. Upokorzenie to Eleonory, zmuszonéj się wypierać — uwalniało go od wyrzutów i sporu, trochę litość wzbudziła, gdy na oczach jéj ujrzał łzy i w całéj postawie niewypowiedziane pomięszanie.
— To są zapewne, sprawy tych co się mną opiekują — widząc mnie nieszczęśliwą — dodała Eleonora podchodząc jeszcze do męża, który cofnął się kroków parę. Ja niewiem o niczem... o niczem.
Głos jéj drżał.
— Cieszę się więc że W. Król. Mość mogłem w czas przestrzedz — rzekł Michał. Skandal bezużyteczny.. trzeba go uniknąć.
To mówiąc skłonił się i zawrócił ku drzwiom. Królowa niespokojna szła za nim aż od progu — ale się ku niéj nie zwrócił. — Pomięszana stanęła na chwilę niepewna co pocznie — i po odejściu króla, wołać zaczęła na swą zaufaną ochmistszynię, która przestraszona przybiegła.
Królowa już się rzuciła w krzesło i głosem osłabłym — zawołała.
— Toltini — Toltini!!
Raz pierwszy była złamaną. Obawa ojca, który mógł być w mięszany w zawikłanie dla niego wstrętliwe, strach skandalu mogącego się rozejść po Europie, odjęły jéj odwagę.
Włoch, którego pochwycono gdzieś na korytarzu, biegł przelękły, przewidując coś nieprzyjemnego.