Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ozdób u świecideł była powaga jakaś i majestat, na których orszakowi króla zbywało...
W wielkiéj kolebce siedziały Cesarzowa matka, któréj rysy nosiły inacze na sobie ślady piękności przekwitłéj, narzeczona króla Eleonora, a naprzeciw nich księżna mantuańska i młoda księżniczka siostra Eleonory...
Zatrzymały się powozy u namiotów rozbitych, do których droga suknem była wysłana i tu pierwsze uroczyste, z mowami i podziękowaniami nastąpiło powitanie... Przyszli małżonkowie — spojrzeli na siebie — ku wejrzeniu tem cała przyszłość się zawierała... Wzruszenie nawet nie przeszkodziło arcyksiężniczce Eleonorze we wzroku jakim zmierzyła męża zawrzeć groźby i niechęci... Szyderski uśmiech zadrgał na jéj ustach, a źrenice jasne od płaczu zarumienione jakby strzałą przeszyły Michała, który zdawał się błagać litości.
Postawa jego skromna, wyraz twarzy łagodny nie rozbroiły narzeczonéj, wzrok jéj nie stał się słodszym, ani mniéj groźnym... Mówił że pozostanie nieprzebłaganą.
Cesarzowa matka za siebie i za córkę musiała okazywać uprzejmość i wesele twarzą już nawykłą do tego przymusu dworskiego, który uczy śmiać się i smubić na rozkaz dany... choćby serce płakało i krwią zabiegało...
Takiemi wyuczonemi uśmiechy witały króla dwie księżne pokrewne... Michał chociaż powagę swą królewską dobrze utrzymać umiał, nie potrafił jednak ukryć całkiem wrażenia jakie na nim uczyniło wejrzenie przyszłéj żony, którą ile razy spotykał powtarzało mu tę samą groźbę przyszłości...
Królowa nie wydała mu się piękną, chociaż świeża