Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żyli jeszcze ludzie, którzy tu walczyli, co byli świadkami tych dni, już jako starożytne jakieś dzieje ozłoconych blaskiem legendy, opromienionych cudami.
Nie było w podwórzach, przy narożnych basztach, w krużgankach miejsca, z którem by się jakieś nie łączyło wspomnienie. Starzy dziadkowie kościelni drżącemi rękami pokazywali gdzie stał Kordecki, którędy dobijali się Szwedzi. Nieme teraz też same działka niewielkie odpoczywały na murach, które ich zwycięzko obroniły.
Historja była tak cudowną, tak dziwną, iż słuchając jéj pielgrzymi płakali, klękali i całowali ziemię uświęconą tą łaską niebios...
Wszystko znowu powróciło na miejsca swe, co w obawie nieprzyjaciela naówczas skrywać musiano, owe skarby, które nęciły żołdaków dobyto, mnogie vota okrywały wspaniały, hebanowy ołtarz Ossolińskich, a lud podwojonemi zgliszczami płynął z całéj Polski, z sąsiedniego Szlązka, z Rusi, do łaskami słynącego obrazu.
Szczególniéj we dnie czci Marji poświęcone, mała twierdza, przedmieścia i wioseczki poblizkie nie mogły pomieścić pątników.
W końcu Lutego następującego roku, chociaż żadna z tych uroczystości nie przypadała, Częstochowa, twierdza, miasteczko, okolice były przepełnione przyjezdnemi. Do klasztoru ani się docisnąć było można, liczne straże wojskowe ustawione były wszędzie i tłumowi napływać nie dawały. Nie był on téż podobnym do tych gromad pobożnych wędrowców, które tu pieszo przyciągały z kijmi w rękach i węzełkami na ra-