Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalekich od poważnych trosk matki... rachował właśnie ile garniturów potrzebować będzie i jaką sumę na nie od Podskarbiego weźmie. Oprócz tego niepewien był czy dwa najparadniejsze, zupełnie podobne, nie będą koniecznemi...
W téj chwili wszedł — sąsiad, gospodarz i przyjaciel domu ks. kustosz Fantoni, który się cieszył widząc ks. Gryzeldę u siebie. Król przywitał go uprzejmie — przypominał mu owe dawne, szczęśliwsze czasy.
Poczęto od różnych drobnostek tyczących się domu, bo kustosz rad go był uczynić najwygodniejszym dla swéj lokatorki — ale po krótkiem porozumieniu — wstał Fantoni i zwrócił się do króla, który z nim odszedł na stronę. Siedli jak niegdyś dawniéj — a zacny kapłan z troskliwością przypatrywał się twarzy młodego pana.
— Wydajesz mi się, W. Król. Mość zmęczonym bardzo — odezwał się — ani jest się dziwić czemu. Z życia spokojnego przejść bez — żadnych pośrednich przygotowań w taki zamęt i na taką wyżynę!!
Michał popatrzył na niego, nie śmiejąc skarżyć się zrazu.
— W istocie — odpowiedział — zmęczonym czuję się wielce — a dotąd nic a nic zrobić nie mogłem. Słucham — uczę się — nie rozumiem wiele, ale Pac mnie wyręcza.
— Staremu przyjacielowi pozwolisz W. Król. Mość być szczerym! — odezwał się kustosz.
— A! mój ojcze! — przerwał pochylając się ku ramieniowi jego — mój ojcze!... proszę, zapomnijcie o téj nieszczęsnéj koronie.
— Oceniam wysoko przyjaźń i pomoc Paców — cią-