Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

części żydkami, do kłótni i do bójki po przesmykach, a przemyślniejsza szlachta posyłała po wsiach okolicznych dla picowania..
Jadło swoją drogą, a napój też był niemałą troską, bo i o dobrą wodę dla koni i ludzi nie łatwo było, rozbijano się u studni z wiadrami, wozili ją beczkami sprzedający... Tandem bez piwa, gorzałki i nawet wina mało kto się obchodził. Co się z domu przywiozło nie na długo starczyło przy dobrych humorach, o piwo wareckie, częstochowskie i inne trzeba się było starać w Warszawie, a nic zawsze go łatwo i tanio dostać było, — na gorącu też kwaśniało prędko.
U skrajów obozu stały wprawdzie z wiechami sosnowemi budy, w których sprzedawano gorzałki, piwa, miody, a nawet liche wina, ale w tych szynkach czeladź się po większéj części napijała, bo szlachcic do nich szedł niechętnie. Najuboższy nawet swoją chciał mieć piwa bodaj baryłkę. W gorące dni wychodziło ono tak, że ani się było opatrzeć, gdy drożdże tylko pozostały. Przyjęcia u wojewodów, dygnitarzy i panów nie starczyły szlachcie — a nie codzień bywało tego świętego Jana. Kłopot więc, bo raz w raz trzeba było sięgać do mieszka, licząc się z tem, czy do końca starczy a i z powrotem do domu.
Jeśli komu tu gody były to chyba czeladzi, — dla téj elekcja rajem się mogła nazwać, bo i swobody miała więcéj i zabaw różnych do wyboru.
Około bud, szynków i kramików gromadziły się płci obojéj z miasta przybysze nie saméj ciekawości k’woli. Postrojone jejmościanki, pod wieczór zawodzące pieśni, czeladź na pokuszenie wiodły.
Obok tych, kosterów z miasta, na oko ludzi po-