Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co jest rzetelną prawdą, iż szlachta niemal wszystka (trutniów się nie liczy) ani Kondeusza nie chce, ani żadnego z tych co się jemu przekupić dali.
Rozśmiał się książe słysząc to.
— Wybór będzie bardzo trudny — rzekł żartobliwie — ja tam w te sprawy się mało wdaję, za młody jestem, ale że pomiędzy panami mało kto jest nie pozyskany dla Kondeusza... — więc kandydata nie łacno znajdziecie...
— Ha! — rozśmiał się Piotrowski — przy pomocy Bożéj — gdzie kilkadziesiąt tysięcy głów jest do wybierania i do wyboru razem, jedną zawsze się wyszuka, któréj korona będzie do twarzy...
Śmiejąc się wołają niektórzy, żeby bodaj Polanowskiego, aby nie Kondeusza, ani tych co się przekupstwem skazili.
Książe Michał milczał, a Piotrowski popatrzywszy na niego ciągnął daléj.
— Ja to Waszéj Książęcéj Mości z naszych arkanów się spowiadam, bo syn Jeremiego, srodze pokrzywdzonego do magnatów tych nie należy, co bez szlachty, sami chcą koroną rozporządzać.
Zarumienił się ks. Michał — rozmowa poczynała być drażliwą.
— To pewna — odparł nieco się zawahawszy — iż ja do żadnéj partyi nie należę, a za młodym jestem, abym mógł co znaczyć między koryfeuszami... Dla mnie, kogo Bóg natchnie, a kogo szlachta wspólnie z szatanami okrzyknie panem, równie będzie wdzięcznym...
— My też nie inaczéj o Waszéj Książęcéj Mości wróżyliśmy sobie — mówił Piotrowski. — Imieniem i ro-