Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać na świecie — jeden tylko... sam ks. Michał tak jest obojętnym...
— A! Helo moja — przerwał książę ciągle goniąc za rączką jéj, którą usiłował pochwycić, a która mu się wysuwała. — Helo moja... ten biedny Michał wcale dla siebie czego innego pragnie i marzy, niż wybyście mu dać chcieli. Ja nie jestem stworzony do tego świata, w którym mi ciągle czegoś dobijać, coś zdobywać potrzeba — aby nazajutrz jeszcze większego i wyższego pragnąć. Takby mi dobrze było w bardzo miernym stanie, w bardzo skromnym pałacyku, z kilkunastu służby w ładnéj barwie, z parą kolebek poszóstnych w stajni, z dobrym kucharzem i pasztetnikiem.
— No i z garderobą z Paryża! — dodała szyderczo Hela.
— A! to się rozumie — wesoło ciągnął daléj książe.
— Cóż więcéj? — pytała Hela.
— Bez troski o te Boratynki, bez długów, od których się trzeba wypraszać...
Tu zamilkł chwilę.
— Bez nieprzyjaciół, bez tych walk i intryg, które zatruwają życie — dokończył.
— Obraz tego pożycia niepełny — wtrąciła Hela — dla dopełnienia go potrzeba dostojnéj i miłéj małżonki...
— Wiesz — żywo zawołał ks. Michał — bylebym miał matkę i ciebie, nie zatęsknię za nikim więcéj. Kobiet się boję... a spokój tak mi jest drogi.
— Leniuszek jesteś — odpowiedziała Zebrzydowska. — Boisz się wszystkiego, gdy ojciec twój niczego się przecież nie lękał.