Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ks. Fantoni przychodził jak zawsze z pewnym zapasem nowin do księżnéj. Z ust jego wychodząc przybierały one charakter inny może niż obiegając płochy świat ówczesny, bo kapłan chętniéj im dobre nie złe nadawał znaczenie.
— Już się wielu zjeżdża na elekcję, szopę postawiono i wkopano... Województwa i ziemie dawne swe obozowiska wytykają... Zjazd spodziewać się będzie bardzo liczny i ożywiony... począł kustosz. W Warszawie dla panów senatorów niemal miejsca już braknie. Dwory z sobą prowadzą liczne, choć nie sądzę, ażeby milicji potrzebowali, jak niegdyś, bo się żadna walka nie zapowiada... Francja jest zanadto potężną, aby po takim wysiłku nie była pewną zwycięztwa.
— Sądzicie? — zapytała księżna Gryzelda.
— Prawie tego jestem pewnym — mówił daléj ks. Fantoni — a najlepszym dowodem, że Cesarz, który z tradycji powinien był zajmować się tą elekcją... i czynnym w niéj być — wcale się prawie nie mięsza.
— Wszakże cesarskim kandydatem jest Lotaryngski — rzekła ks. Gryzelda — i słyszałam, że w razie gdyby mu się poszczęściło, arcyksiężniczkę dla niego w pogotowiu trzymają.
Kustosz się rozśmiał... — cicho powtarzając — Tu Felix Austria — nube...
— Tak — dodał — jest to już tradycją i obyczajem...
— Wystaw że sobie — zniżając głos przemówiła ks. Gryzelda, pochylając się ku stojącemu — że Lotaryngski poseł, usiłował mojego Michasia pozyskać...
Poruszyła ramionami.
— Michała tak mało ta elekcja obchodzi — dodała że go często namówić trudno, aby poszedł się poinfor-