Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszyscyby radzi jak najprędzéj ów koptur z głowy zdjąć — potrzeba nam króla.
— Święte słowa! potwierdził kasztelan bystro się oglądając — ale mnie się zdaje, że tak jakbyśmy go już mieli. — Unanimitate przejdzie Kondeusz.
— A Lotaryngski? Spytał gospodarz.
Kasztelan się skrzywił.
— Zalecają go nam jako rycerza i wojaka, a no my doma też mamy swoich hetmanów, którzy mu nie ustąpią. Więc to zaleta dla nas małéj wagi. Nam trzeba takiego coby wojsku miał czem zapłacić — to grunt. Kondeusz zaś w grosz zasobny, nikt się z nim mierzyć nie może.
Milczeli wszyscy. Piotrowski głową potrząsał i rzekł obojętnie.
— Myśmy panie kasztelanie statyści nie wielcy — oglądamy się na ichmościów, którzy wyżéj siedzicie i widzicie daléj... Byle elekcja nas długo w polu nie trzymała, bo i konie i ludzie pochudną.
Ta odpowiedź wymijająca podobała się pono Kasztelanowi, który ją przyjął uśmiechem wesołym.
— Na to jeden sposób jest — rzekł, nie długo czekając Kondeusza okrzyknąć.
— A cóż na to powie pan Podkanclerzy? mruknął Cześnik.
Kasztelan ręką skreślił w powietrzu jakiś znak niezrozumiały.
— Podkanclerzemu się chciało drukować książkę — rzekł z przekąsem i wydał cenzurę, ale ona się sama cenzuruje, — boć Piast nie możliwy. Jest ich nadto, aby się jednego z nich wybrać mogło. A co nam Piast przyniesie? gdy obcy monarcha i pieniądze i aljanse