Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecież się nikt nie zaprzedaje za to — krzyknął — a tu nie idzie o małą sprawę, ale o gardłową... nam sumienia nic wiązać nie powinno.
— Śpiewamy do Ducha Świętego, Veni Creator spiritus — wtrącił Piotrowski, słuchajmyż Ducha a nie pańskich rozkazów.
— Szlachta kupą!
— Szlachta kupą! chórem powtórzyli jasno i czarnowłosy... Cześnik milczał.
Tandem — odezwał się po namyśle, gdyby z ekskluzją Kondeusza i Lotaryngskiego, dajmy na to, nie zostało nam nic tylko wybór Piasta.. więc kogóż?
— Wierzcie mi, że to już wszystko jedno — rzekł Piotrowski ma Piast za sobą wiele, ale ma i przeciwko sobie... Każdemu wybranemu z między równych, którego majestatowi jutro się trzeba pokłonić, będą zazdrościć — przeciw każdemu będą spiskować... Główna rzecz, aby żołnierzem był... reszta!..
Machnął ręką.
— Mówicie o Piaście — dodał jasnowłosy, a szlachta już na żarty sobie mężnego wojaka Polanowskiego z ust do ust podaje...
— Polanowski taki dobry jak i Lubomirski, skonkludował Piotrowski, ale się do tego przygotujmy, że królestwo będzie szlacheckie, musimy go wybrać z panów, dla tego, że ich wszyscy znają... Przecież i to była szlachta, tylko zdegenerowana...
Narada zaczynała ostygać.
— O kandydacie naszym dopiero na woli i koło szopy mówić będziemy — ciągnął daléj gospodarz — jądro w tem, aby szlachta pokazała, że ona coś może.
Na to nigdy lepszéj nie wybierze godziny. Pano-