Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to ciężar na jej siły. Położą ją na poduszce pod ręką.
W istocie gdy Elżbieta po koronacyi z tą koroną zapowiadającą męczeństwo, z jabłkiem w jednej, z berłem w drugiej dłoni siadła na majestacie przy mężu, Herberstein przecisnął się przez tłum i szepnął radę a raczej rozkaz starego króla.
Elżbieta spojrzała na męża, nie chciała się okazać słabą w oczach jego i odpowiedziała.
— Nie, korona mi nie cięży, wytrwam tak do końca!
Po trzykroć w czasie nabożeństwa wracał Herberstein z tem posłannictwem do Elżbiety nadaremnie. Napróżno zdala błagała ją oczyma piastunka, młoda królowa nie zgięła się pod tem brzemieniem.
Przebrzmiały wreszcie pieśni ostatnie, młody król wstał z tronu i szedł pierwszy ku zamkowi, za nim młoda królowa, król stary, Bona i córki strojne wspaniale na końcu.
Obrzęd i nabożeństwo przeciągnęły się tak długo, a Zygmunt Stary sam już był tak znużonym i wątłą swą synowę chciał zaoszczędzić, iż oprócz uczty na zamku dla dostojniejszych gości, nic na ten dzień zapowiedzianem nie było.
U stołu, oprócz Zygmunta, który wesołość obudzić się starał i rozmowę ożywić był rad, dając znaki swoim, aby milczeniu ogarnąć się