Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z uczuciem głębokiego smutku w duszy Juda szedł w ten kraj zaczarowany, którego wesele urągało się jego znękaniu — ale droga wiodła mimo tych willi i ogrodów; a gościniec pełen był wozów wytwornych, niosących od morza ku miastu i z miasta ku willom pańskim piękne greckie Bacchisy, Glycery i Aglae, i woźniców otoczonych dworami swych wielbicieli i flecistów Lidyjskich i mirmillonów zwycięzców i zręcznych desultorów (kuglarzy) i zmieszanych z niemi dziedziców największych imion Rzymu, spodlonych, zniewieściałych, zgrzybiałych. — Dzień był wiosenny, a smutek Judy zwiększał ten obraz niezrównanego wdzięku, nękający go swém weselem, — ta uczta powszechna na którą on głodny i ubogi spoglądał.
Usuwając się z gościńca pokornie ustąpił mijającym go zwycięzcom owym, oszalałéj starości i rozpuście, przeszedł czarną otchłań Pausylippu pełną zgiełku i wrzawy i znalazł się na wybrzeżu Neapolitańskiém, otoczony ciągle zwiększającym się tłumem. — Tu się już poczynały przedmieścia greckiego miasta, którego świątynie liczne bielały wśród sadów na górach przyległych.
Nędzny przechodzień, w wytartéj sukni z kijem pielgrzymim, dziwnie się tu wydawał wśród wspaniałych orszaków mijających się ciągle, połyskujących od złota, świecących jedwabiami, pysznią-