Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się życiem. Na folwarku hulanka poczynała się od białego dnia, a gospodarstwa doglądał sam gumienny lub wyręczał się polowym, jeśli polowy nie uprosił na swoje miejsce przysiężnego, a przysiężny nie posłał w zastępstwie chłopca od owczarni. Różnie bywało! Tylko przy wysyłkach produktów na sprzedaż, znajdowali się wszyscy a wszyscy razem, lub z kolei. Pani ekonomowa rodem z Warszawy i ztamtąd niedawno wywieziona przez podkomorzyca, z ulubienicy pańskiej dostawszy posag przyzwoity, przeszła na żonę pana Bizunkiewicza. Zacna ta niewiasta, nie wdając się wcale w babskie gospodarstwo, cała była oddana ubraniu, muzyce (grała na hiszpańskiej gitarze) i towarzystwu (niezmiernie lubiła oficerów od piechoty).
Na dole u pisarza prowentowego, często i teraz właśnie, paroch miejscowy, sekretarz assesora, dwóch szlachty i pisarz z miasteczka, grali w elbika, polewając to suche dosyć zatrudnienie wiśniówką i ponczykiem.
U klucznicy było także na śniadaniu mnóstwo dostojnych gości: dwie ekonomowe, jakaś obywatelka tłusta na kanapie prezydująca, z synem w mundurzyku szkolnym, ale z czarnemi już wąsikami; siostrzenica pana ekonoma i dwie pokojówki podkomorzynej. A śmiech! a gwar! a uciecha! daj go katu!
W gorzelni pijane dziewczęta tańcowały z parobkami, pisarz prowentowy, wirtuoz wielki grał na skrzypcach.
W stodole młocki spali, świnie żyto jadły. W magazynie gospodarowali żydzi i żydówki.
We dworze czy się jeszcze spać nie kładli, czy już powstawali, ale życie też było wielkie. Przed dom wy-