Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale gotów go obnażyć, co ujrzawszy Karnkowski arcybiskup gnieźnieński i inni senatorowie przypadli, otoczyli, rzucili się przed nim na kolana, starając się wielki gniew ukoić, i król powoli ochłonął.
Walka była niedoszła, odłożona, ale pokoju się spodziewać nie mógł nikt.
Mrucząc, szemrząc, napoły wylękła, nawpół obrażona szlachta szła z zamku precz, gdy króla zwolna kanclerz i mała gromadka do jego pokojów odprowadzała.
Strwożyło się wielu, ale serce niczyje nie nakłoniło, umysł nie uspokoił; postępowanie było zbyt gwałtowne z ludźmi do niego nie nawykłymi oddawna.
Ktoby był wówczas przewidzieć mógł, że ten Zamojski, co tu za królewską władzą i w jej obronie stawał, wkrótce przeciwko następcy Stefana z tymi samymi wichrzycielami w jednym wystąpi szeregu!
Nieprędko potem owe dekrety na Zborowskich zniesione z nich zostały.