Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z tą gorączką przybyła do Piekar i łkając a krzycząc, rzuciła się na szyję wychodzącej naprzeciw niej Włodkowej.
Były to dwa zbliżone do siebie temperamenta. Wdowa także gorączkowała się, szalała, ale zarazem wśród nieustannego zajęcia sprawą wuja Samuela, już była z nią obytą, już niemal zdała się być zobojętniałą... Codzień tylekroć powtarzała opowiadanie, iż jej spowszedniało; codzień tyle razy tu rozprawiano o grożącej Samuelowi śmierci, że i ta już była dla niej przewidzianą... a że Włodkowa przytem czynną być mogła, poruszała się, jeździła, pisała, krzyczała — prawie jej z tem było dobrze... Żyła w swoim żywiole.
Anusię to oburzyło niemal; ona nie mówić, ale czynną być chciała... Włodkowa nie widziała sposobu uczynienia najmniejszego kroku. Jej rzeczą było pobudzać i nie dać usnąć obrońcom. Ale z tego, co dochodziło z Krakowa, już nie miała nadziei ocalenia.
Przy pierwszem spotkaniu, Anna posłyszawszy to wszystko, prawie do rozpaczy została przywiedzioną; chciała jechać do Krakowa, domagać się widzenia z ojcem; dowiedziała się, że nikogo nie dopuszczano do niego, nikomu z nim mówić, dostąpić nie dawano.
Wszystko, co uczyniono dotąd, Annie wyda-