Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Batory zabrał papiery i z łagodnością się odezwał:
— Widzicie, że z mej strony nie podejrzenie jest, ale pewność zupełna. Przeczytajcie listy, przekonacie się z ich treści, jak nieprzebłaganą nienawiścią pałają dla mnie. Muszę więc pilnym być, czuwać i bronić się. Uniewinnić Krzysztofa i Samuela w oczach moich nic nie zdoła.
Ostrzeżcie ich, aby się z kraju wynosili, bo ja, nie dla siebie, ale dla kraju, dla jego spokoju, nieubłaganym być muszę.
Kasztelan zabolawszy okrutnie musiał odejść z niczem i tegoż dnia przybyłemu marszałkowi oświadczył, iż Krzysztofowi nic nie pozostawało nad ucieczkę; a Samuel też, chciał-li być cały, wynosić się musiał.
— Co do was — dodał — i na was ciężą podejrzenia, ale nie tak ciężkie. Możecie się oczyścić może.
Po tej ostatniej próbie, kasztelan dotknięty głęboko postępowaniem braci, chociaż ich bronił z obowiązku, zerwał prawie z nimi stosunki.
Andrzej także stanął na boku, nie poczuwając się do winy braci i chcąc wytrwać na stanowisku. Potajemnie zaś wspomagał i radził Krzysztofowi, gotów był ratować Samuela.
Zborowscy, którzy i tak trzymali z Czarnkow-